marca 12, 2020

Rokokowe, barokowe stoliki

Podróżowanie i odnawianie...

Jestem członkiem podróżniczo-camperowej rodziny w składzie: ja, mój mąż i dwoje naszych dzieci. Wszyscy też jesteśmy zbzikowanymi majsterkowiczami. Natomiast zwariowanie na punkcie starych sprzętów szczególnie dytka mnie i starszego syna Karol. On jednak zamiast komód, stoliczków i foteliczków celuje w technicznych i militarnych sprzętach. Tym samym każdy nasz wyjazd, szczególnie ten w rejony Dolnego Śląska - zagłębia składzików meblowych oraz sklepików ze starzyzną jest dla nas okazją do wyszukiwani różnego rodzaju skarbów. Jeden z takich wyjazdów zaowocował zakupem 3 ślicznych mini stolików z dość podniszczonymi blatami. Strasznie mi się spodobały ze względu na te gięte nóżki i faliste wykończenia blatów. Przy czym w momencie, gdy zakupowy entuzjazm opadł kompletnie nie miałam wyobrażenia, co z nimi zrobić...



Jak ugryźć temat aby sobie zębów nie połamać...                                                                                 

Stoliki miały mocno zużyte i odbarwione blaty, miejscami popękany lakier. Moją początkową myślą było wyszlifowanie blatów i czarny kolor nóżek. Sądziłam, że po powierzchnią znajdę drewno, które będę mogła w całości lub na jakiś wzór wybejcować i pokryć lakierem, czy olejem. Pierwsze podejście ze szlifierką podpiętą pod kompresor skończyło się fiaskiem. Dziwna substancja którą pokryte były blaty rolowała się i kulkowała, zapychając pory papieru ściernego. Pomyślałam czas na cięższy sprzęt...Kątówka z papierem 40. To samo. Smród niemiłosierny, zaklejone pory papierów a to lepkie coś niewiele się rusza... W końcu mąż wręczył mi mniejszą szlifierkę z krążkiem o nazwie "włosy murzyna"...z bólem ale one dały radę, tylko niestety  zabierając ze sobą prawie cały fornir z blatu...
Oczyściłam więc i wyrównałam potem blat największego stolika i zarzuciłam myśl o próbach dotarcia do drewnianej struktury w kolejnych. Uznałam, że najlepiej będzie do ostatecznej stylizacji użyć farb kredowych i wykorzystując barokową ozdobność stolików "wyciągnąć" z nich maksymalnie dużo słodyczy, którą trochę się pocieniuje a trochę poprzeciera. 


Słodziakowe trio                                                                                                                      

Papierem o zarnistości 100 zmatowiłam całość (nogi przecierałam ręcznie, w blaty włożyłam więcej pracy używając szlifierki na sprężone powietrze). Trochę zaryzykowałam, bo nie użyłam podkładu wiążącego do farny ale uznałam, że powierzchnia jest na tyle dobrze zmatowiona, że wszystko powinno się dobrze trzymać. Do pomalowania wybrałam ulubione moje farby Liberon - 2 kredowe: Krucha Skała i Piaskowy Pył oraz kazeinową Buduarowy Róż. Zamysł był taki aby stoliki były pastelowo-beżowo- różowe.
Ale to było mało, bo miały być trochę barokowo przerysowane i słodkie. Aby wprowadzić wzór łamiący ich faliste wykończenia sięgnęłam po klasyczne paski. Chciałam też aby wybrane przeze mnie kolory stanowiły wzajemne nawiązania. Stąd kolory pasów były takie, jak kolejnych stolików...A najprostszy patent na robienie równych pasów to oczywiście taśma malarska. Pracochłonne to ale przy odpowiednim zadbaniu o przyleganie krawędzi do podłoża - efekt murowany...
                                                                                                                   
I tak po 3 dniach nakładania kolejnych warstw w odpowiednich odstępach zostawiłam na noc w garażu moje paskowane stoliczki do ostatecznego wyschnięcia oraz utwardzenia farby. Ostatecznie stoliki zostały pokryte 3 warstwami farby (myślę, że 2 by wystarczyły ale podłoże było trudne a farba kredowa przy woskowaniu lu się miejscami "wycierać) oraz końcowym deseniem w paski. 


Cały urok to detale                                                                                                                         

Nie chciałam aby moje stoliki były po prostu tandetnie słodkie...Miały być słodko przerysowane na granicy tandety :) Dlatego sięgnęłam po papier ścierny o gramaturze 200 i przed ostatecznym wykończeniem poprzecierałam trochę rogi i krawędzie. Potem przyszła kolej na pierwszą warstwę wosku, który w tym wypadku wybrałam do ich wykończenia. Wosk utwardza i zabezpiecza farby kredowe i kazeinowe, ale musi być nałożony w kilku warstwa i mieć czas na stwardnienie...a jest to kilka tygodni, choć efekty są widoczne po pierwszym polerowaniu i już wówczas dają ochronę. Jest to proces wymagający ale wynagradza efektem satynowego połysku i nasyconego koloru. 
Na pierwszy rzut poszło woskowanie preparatem bezbarwnym. Idealny z mojego doświadczenia jest wosk Liberon, choć w moim wówczas zabałaganionym stanowisku garażowym dibeł przykrył obie puszki ogonem. Wiedziałam, że gdzieś są, bo tydzień wcześniej woskowałam witrynę...ale gdzie? No cóż na półce stał pojemnik pasty woskowej firmy Renesans, której jeszcze nie używałam. Tak strasznie chciałam zobaczyć efekt, że złapałam go i zaczęłam wcierać. Choć konsystencja trochę inna od Liberonu - jest to raczej typ rzadszej pasty nić wosku, który trzeba często rozgrzać przed użyciem, ale efekt zadowalający. Kolor farny się nasycił a po pół godzinnej przerwie od nałożenia pozwolił się ładnie wypolerować...Teraz czas przyszedł czas na patynowanie... Otworzyłam więc nową puszkę wosku Liberon w kolorze Bąd Przydymiony i okrągłym, suchym pędzlem omiatałam rogi i krawędzie blatów oraz miejsca zdobione toczeniami na nogach.
Kolejne pół godziny i polerowanie bawełnianą szmatką przyniosło pożądany "brudny" efekt spatynowej lekką starością powierzchni. Takiego czegoś chciałam...Stoliczków rodem z "Alicji w krainie czarów", nie pierwszej już niby młodości ale doskonale i dumnie prezentujących swą odzianą w odważny deseń elegancji :) I jak ja się z nimi rozstanę?

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Chataodnowa.pl , Blogger