grudnia 12, 2020

ON...czyli zegar czarnoksiężnika





Pamiętam dobrze. Tamto popołudnie, kiedy otrzymałam widomość od K. było przesączone mętną wilgocią listopadowej mgły wpełzającej do każdej niewidocznej szczeliny, by się w niej zagnieździć pleśnią i zgnilizną. K. nie pisuje do mnie często wiedziałam więc, że idzie o coś trudnego. Krótka wiadomość o charakterze telegramu składała się zaledwie z czterech słów: "Jutro do Ciebie zatelefonuję". Czekałam. Odebrałam pewną ręką po pierwszym sygnale.


- Poznałam kogoś – wyrzuciła z siebie K. jednym tchem.

Na chwilę zaległa cisza i niemal widziałam, jak K. zagryza dolną wargę w oczekiwaniu aż coś powiem, ale postanowiłam nie ułatwiać jej tego.

- ON jest inny – kontynuowała drżącym głosem, w którym jednak była siła – tylko musisz mi pomóc. ON ma trudną przeszłość ale chce się zmienić – po tych słowach dorzuciła mniej pewnym tonem - wiem to.

Zaległo milczenie, głucha cisza mająca swą siłą zmusić mnie do reakcji.

- K. to, o co prosisz może przekraczać moje siły. Mogę zwyczajnie nie podołać...

Zawiesiłam buzujący emocjami głos, by nabrać powietrza, jednak K. nie dała mi skończyć i gwałtowne wpadła mi w słowo niemal krzycząc:

- Przestań! Wiem, że dasz radę, tylko ty możesz.

Westchnęłam i tonąc w czarnych myślach, niczym mucha uwięziona w zawiesistym sosie wyrzekłam matowym głosem:

- No dobrze. Załóżmy, że się uda, że odzyskam go dla ciebie. Tylko, co jeśli po wszystkim to ja zapragnę go dla siebie?

- Nie! - Gwałtownie zaprzeczyła K. - Nie. A wiesz dlaczego nie? Bo mnie kochasz.

Czas pokazał, że obie miałyśmy rację...Naprawiłam go i pokochałam ale oddałam go K., bo ją kochałam bardziej. A ON stał się naprawdę wyjątkowy. Elegancki, zapraszający, jakby chciał powiedzieć "No chodź, usiądź i zapomnij o upływającym czasie." Właśnie dlatego... zrobię sobie takiego samego :)


Zapomniany grat

Powyższa, luźna fantazja na temat starego stolika oklejonego tapetą, obżartego przez korniki i sypiącego się każdą po nich szparą, to oczywiście żart. Jednak  faktem jest, iż pewien podstarzały jegomość został do mnie dostarczony w celu próby odratowania utraconej dawno przez niego godności. 

A nie było to łatwe...tapeta odeszła po namoczeniu jej i zeskrobaniu, pod spodem znalazłam fornir w przyzwoitym stanie, choć jak sito podziurawiony przez korniczki. Nieproszonych gości wypędziłam środkiem do tego przeznaczonym (Xirein). Częściowo powstrzykiwałam go w otworzy, potem stolik zapakowałam w folię i zostawiłam tak na 24 godziny. Myślę, że nikt nie przeżył...Sprężonym powietrzem przedmuchałam kornicze korytarze, wydmuchując z nich pył. Potem papierem ściernym o gramaturze 120 do 200 przeczyściłam fornir uważając aby nie zetrzeć go całkowicie. Tam gdzie był niedoklejony wstrzyknęłam klej...powinno się trzymać:) 


Odzyskiwanie utraconego blasku

Powrót do dobrej formy był długi i bolesny...zależało mi jednak na tym aby nie przywracać stolikowi dawnej świetności, którą zapewne świętował gdzieś między 50 i 60 latami poprzedniego stulecia, a wcielić go w rolę eleganckiego starszego pana o nobliwym charakterze. Dlatego ubytki forniru zostawiłam, wręcz je eksponując, podobnie jak dziurki - pamiątki po kornikowych ucztach. Pomysł na blat "pyknął" mi w głowie, jak tylko go zobaczyła...Tarcza zegara. Chciałam więc aby blat był lekko "sterany" życiem. W tym celu po oczyszczeniu nałożyłam na niego jedną warstwę bejcy w kolorze jasny orzech, po czym bejcę tę jeszcze lekko papierem 200 (ręcznie już) przetarłam.
Największy problem był z tarczą zegara...ręcznie nie szło tego wykonać...Mam jednak taki sprytny dostęp do lasera CO2 oraz męża, który wyciął mi szablon zgodnie z podanymi przeze mnie wymiarami.
Najżmudniejsze było doklejanie go do blatu maleńkimi kawałeczkami taśmy malarskiej. Potem tapowanie gąbeczką przy użyciu farby kredowej - Liberon w tym wypadku (antracytowa czerń). Po ściągnięciu szablonu pozostały ślady po taśmie, które należało delikatnie uzupełnić pędzelkiem.
Kiedy na skończony blat z tarczą zegara nakładałam akrylowy lakier Altax, wiedziałam, że było warto. Efekt wow - jeszcze przed cieniowaniem. Potem, zgodnie z życzeniem mojej szacownej klientki, na zgrabne nogi tego jegomościa nałożyłam butelkowy kolor farby Newcoulors. Nogi zawoskowałam oraz wycieniowałam lekko woskiem ciemnym, podobnie jak zewnętrzną obręcz zegara na blacie stołu. Czy cały ten trud się opłacił? No cóż, kiedy odsunęłam się na pewną odległość po nałożeniu ostatniej warstwy wosku, by ocenić efekt...Zwariowałam...oszalałam i zakochałam się...W składziku czeka na mnie jeszcze jeden podobny do tego koleś...i już wiem co z nim zrobię :)



Mój zegar czarnoksiężnika












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Chataodnowa.pl , Blogger