Krzesła, fotele i ogólnie meble tapicerowane, to zawsze był dla mnie temat tabu. Ja, tkaniny, ściegi i maszyny do szycia, jakoś nigdy nie potrafiliśmy znaleźć nici porozumienia :) No nie lubię szyć jednym słowem, ani "robić" z tkaninami. Ale nastał taki dzień, że chciałam odnowić pierwsze krzesło. Oszlifowałam drewno, zabejcowałam je i zalakierowałam. Potem tydzień, jak pies do jeża, podchodziłam do tkaniny oraz demontażu siedziska. W końcu wyposażona we wyściółkę tapicerską, piankę, owatę i inne techniczne rzeczy (zszywacz pneumatyczny!) ruszyłam do ataku. Pierwsze krzesło szału nie robi ale okazało się, że tapicerka, to nie fizyka kwantowa...Krzesła raczej posiadają podobną konstrukcję siedzisk. Można je zrekonstruować z maty kokosowej i pianki właśnie lub jedynie z pianki. Krawędzie nie muszą być równo docięte ale ważne aby owata je wyrównywała. Potem tkanina i zszywacz. I nawet wykończenie taśmą z imitacji gwoździ nie było najtrudniejszym zadanie ;) Niemniej jednak znacznie przyjemniejszym tematem jest odnowa krzeseł nietapicerowanych...ha! Moje własne ikeowskie krzesła zostały pozbawione siedzisk, które pięknie z blatu sosnowego dociął i wyfrezował mi mąż. Ja ttlko w tym wypadku zrobiłam...nic ;) bo nogi oszlifował i pomalował syn.
A poniżej kilka krzesłowych makeoverków dla przykładu, żeby się nie bać i działać :)
Fernando na gorące sjesty :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz