listopada 30, 2021

Flora

 


Lubię puenty nieoczywiste, historie nietuzinkowe, miłości niezrozumiałe, relacje mało klarowne. Kiedy więc stojąc na podjeździe znajomej pochwyciłam spojrzenie spozierającej z zza jej pleców czteronożnej postaci, którą ta przywlekła na spotkanie ze mną, nie zdziwiły mnie własne uczucia. Kipiąca mieszanina wstrętu i ciekawości nie pozwalała mi odwrócić wzroku od milczącej poczwary. Ona też obserwowała mnie z niechętną ciekawością. Nie potrzebowałam kolejnego nietypowego bagażu, trudnej i krnąbrnej podopiecznej, nie wyrażającej swą postawą krzty chęci nawiązania współpracy.
A jednak. A jednak krzyżowałam spojrzenie we wstecznym lusterku z podróżującą ze mną, w czarnym dyliżansie o dumnej nazwie Hercules Kanguu, nędzną pasażerką. Wszystko się jednak zmieniło, gdy postawiłam nieszczęśnicę na warsztatowym stole, by się jej przyjrzeć dokładniej. Kłuła i odpychała nadal. Ale delikatnie sunąc opuszkami palców po zgrubiałych warstwach farby, zahaczając paznokciem o jej odchodzące płaty, poczułam coś. Woń deszczu zmieszanego z rozgrzaną ziemią, delikatny zapach krzewu manuka i morską bryzę. W Nowej Zelandii znalazła się z przymusu. Wytargowane małżeństwo jej matki z miejscowym osadnikiem, zawarte na odległość, odebrało jej status bękarta. Kilkutygodniowa podróż ze Szkocji wypełniona była płonną, jak się okazało na miejscu, nadzieją na lepszy los. Los nigdy nie stawał się lepszym. Obarczony wyrzeczeniami i akompaniowany grą matki na przeklętym fortepianie.
No właśnie "Fortepian".
Flora mogłaby stać w jednym z pomieszczeń kolonialnej posiadłości Alisdaira. Mogłaby siadywać na niej Ada. Ja przynajmniej snuję takie fantazje. Reszta niech się schowa w kąt 😉

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © Chataodnowa.pl , Blogger